ŻYDZI PŁOCCY 1939-1945 - wystawa online

W 2021 roku mija 80 lat odkąd Niemcy zlikwidowali płockie getto…

W przedwojennym Płocku

Miasto Płock przed wybuchem II wojny światowej liczyło ok. 33 tysięcy ludności, w tym prawie 10 tysięcy Żydów.

Płoccy Żydzi trudnili się przede wszystkim drobnym handlem i rzemiosłem. Wśród właścicieli zakładów rzemieślniczych dominowali krawcy, kamasznicy i szewcy. Nieco mniejszą grupę stanowili rzemieślnicy związani z branżą spożywczą, a także tokarze, ślusarze, stolarze, introligatorzy, jubilerzy czy zegarmistrzowie. Żydzi dominowali w handlu bydłem, drzewem, zbożem, końmi oraz drobiem. W ich rękach znajdowała się także większość sklepów bławatnych i galanteryjnych. Żydowskie sklepy specjalizowały się także w sprzedaży artykułów kolonialnych, mebli, nabiału, nasion i nawozów sztucznych. Żydzi świadczyli także usługi transportowe i hotelarskie. Należały do nich fabryki narzędzi rolniczych, wyrobów drucianych, mydła, nici, octu, wód mineralnych, wódek, olejarnie i młyny. W Płocku funkcjonowały banki należące do Żydów m. in. Bank Kupiecki Spółdzielczy oraz Bank Pożyczkowo-Spółdzielczy. Wykonywali także wolne zawody, związane m. in. z medycyną oraz prawem.

W mieście działały liczne żydowskie stowarzyszenia i związki, w tym Towarzystwo Kursów Wieczorowych Żydowskich, Płockie Żydowskie Muzyczno-Literacko-Dramatyczne Towarzystwo Hazomir, Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe Tarbut, Towarzystwo Szkół Średnich Żydowskich w Płocku, Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe Freiheit, Auxilium Academicum Iudaicum, Żydowskie Stowarzyszenie Pogrzebowe Bieker Chajlim czy Żydowskie Stowarzyszenie Gimnastyczno-Sportowe Makabi.

Największą żydowską organizacją charytatywną było Żydowskie Towarzystwo Dobroczynności, którego sekcją było Towarzystwo Opieki nad Ubogimi Matkami i ich Dziećmi Kropla Mleka. W Płocku funkcjonowało także Towarzystwo Opieki nad Żydowskimi Dziećmi, Ochrona Dzienna dla Dzieci Żydowskich z internatem oraz Towarzystwo Udzielania Pomocy Lekarskiej i Pielęgnacji Biednym Chorym Żydom Ezras Chojłym.

W mieście funkcjonowały żydowskie organizacje o charakterze związków zawodowych: Związek Rzemieślników Żydów w Płocku, Stowarzyszenie Spółdzielcze Spożywców Nadzieja („Hatykwah”), Związek Zawodowy Robotniczy Przyszłość, Związek Zawodowy Żydów Kupców miasta Płocka i powiatu płockiego, Związek Zawodowy Robotników Przemysłu Skórzanego w Płocku, Związek Zawodowy Robotników Krawieckich i Pokrewnych Zawodów, Związek Zawodowy Transportowców RP, Centralny Związek Zawodowy Handlowców, Pracowników i Urzędników Prywatnych oraz Związek Zawodowy Nauczycieli Średnich Szkół Żydowskich oddział Płock.

W Płocku aktywnie działały liczne ugrupowania polityczne m. in. oddział Centralnej Organizacji Żydów Ortodoksów w Polsce „Pokój Wiernym Izraelitom”, Biuro Syjonistyczne i Organizacja Syjonistów Ortodoksów Mizrachi.

W mieście działało prężne żydowskie środowisko artystyczne, literackie i naukowe. Z Płockiem związani byli artyści malarze: Maksymilian Eljowicz, Fiszel Zylberberg, Feliks i Devi Tuszyńscy, Natan, Izrael i Hersz Korzeń, Abram Skórnik i Erna Gutkind, rzeźbiarz Alfred Jesion, literaci: Herman Kruk, Lew i Abraham Ostrowerowie, Mieczysław Themerson i jego syn Stefan, poeci Zysze Landau i Mosze Warsze. Funkcjonowała tu Żydowska Biblioteka Hazomir i Biblioteka Żydowska imienia Sz. Anskiego.

W Płocku istniało dobrze rozwinięte szkolnictwo żydowskie. Dzieci uczęszczały do dwóch siedmioklasowych szkół powszechnych numer 4 i numer 8. Przy ulicy Kolegialnej 28 funkcjonowało Żydowskie Koedukacyjne Gimnazjum Humanistyczne. W mieście istniały trzy szkoły religijne: Talmud Tora, Mizrachi i ortodoksyjny Zemehem.

Gmina żydowska w Płocku miała kompetencje o charakterze religijnym (należało do niej m.in. utrzymanie synagogi, domów modlitwy, łaźni rytualnych, cmentarzy i dostarczanie mięsa koszernego), udzielała także pomocy ubogim Żydom. Gmina żydowska w Płocku była kierowana przez zarząd i radę. Rada miała kompetencje ustawodawcze i kontrolne, zarząd – wykonawcze. Głównym źródłem dochodów gminy była składka członkowska i świadczenia religijne (obrzezanie, śluby, pogrzeby, ubój rytualny). Z tych dochodów gmina opłacała m. in. rabina i rzezaków rytualnych. Przed wojną własność gminy żydowskiej w Płocku stanowiły nieruchomości zlokalizowane przy ulicy Sienkiewicza 16 (mykwa), Dobrzyńskiej 8, Szerokiej 7 (bożnica wraz z oficyną mieszkalną i warsztatem), 3 Maja 6, Synagogalnej 14 (budynek Wielkiej Synagogi), Sienkiewicza 27, Sportowej 3 oraz Zduńskiej 5.

Sercem dzielnicy żydowskiej w Płocku była ulica Józefa Kwiatka (dawniej ulica Szeroka). Przy ulicy tej funkcjonowała szkoła żydowska, prywatne domy modlitwy, chedery, siedziby m. in. Żydowskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego Bieker Chajlim, Żydowskiego Towarzystwa Gimnastyczno-Sportowego Makabi oraz Stowarzyszenia Robotniczego Wychowania Fizycznego „Jutrznia”. Żydzi mieszkali również przy ulicy Jerozolimskiej, Synagogalnej, Tylnej i Niecałej.

Wybuch II wojny światowej

Wybuch II wojny światowej sprawił, że świat płockich Żydów, współtworzących historię miasta przez ponad 700 lat, przestał istnieć.

Radio ogłosiło początek wojny. Strach ogarnął wszystkich obywateli, ale żydowska część społeczeństwa polskiego miała szczególne podstawy do obaw o swój dalszy los. Nikomu jednak nawet przez myśl nie przeszło, że w tym dniu wydany został wyrok zagłady na trzy miliony Żydów polskich…

Adam Neuman-Nowicki

1 września 1939 roku kilka silnych detonacji bombowych w godzinach porannych obudziło spokojnie śpiącą ludność miasta Płocka. Płocczanie początkowo myśleli, że to próbne manewry Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, jednak wkrótce nie było już wątpliwości, że wybuchła wojna. W wyniku pierwszego nalotu śmierć poniosło 10 osób. W ciągu dnia naloty powtarzały się, a ich celem były mosty na Wiśle oraz elektrownia. Kto tylko mógł, starał się uciec z miasta, ukryć się we wsiach i miasteczkach leżących na lewym brzegu Wisły. Zamożniejsi Żydzi już 2 i 3 września opuszczali Płock, kierując się na drugą stronę Wisły i do Warszawy. 6 września nastąpił masowy exodus ludności żydowskiej.

6 września zostawiłyśmy otwarte mieszkanie i wyruszyłyśmy na wozach pełnych amunicji przez most na Wiśle do Łącka. Podczas jazdy przez most zaskoczył nas nalot. Bomby padały do Wisły, lecz piloci hitlerowscy pikowali i strzelali z karabinów maszynowych w zwarty tłum uciekinierów. Kilka osób zostało wtedy zabitych, ale my przejechaliśmy. Trafienie w nasz wóz, wyładowany amunicją, spowodowałoby wybuch, zerwanie mostu i śmierć tłumu uciekinierów. Most ten był naszą – Płocczan – dumą. Został oddany do użytku krótko przed wojną. Był piękny, kochaliśmy go. Wtedy – 6 września – jedynym jego obrońcą był oddział harcerzy, kilkunastoletnich chłopców, którzy strzelali z karabinów do bombardujących samolotów.

Róża Holcman

W tym samym czasie do Płocka zaczęły napływać kilkusetosobowe grupy Żydów z miejscowości leżących w pobliżu granicy polsko-niemieckiej.

Pierwszą ofiarą śmiertelną działań wojennych wśród płockich Żydów był Gutek Flajszer – członek Żydowskiego Towarzystwa Gimnastyczno-Sportowego Makabi, który od pierwszych dni września pełnił służbę w punkcie obserwacyjnym, ostrzegającym mieszkańców miasta o zbliżających się samolotach niemieckich.

Jego odporność psychiczna stawała się coraz słabsza, a wieści o zrzucaniu bakterii oraz zatruwaniu produktów i wody przez szpiegów niemieckich doprowadziły go do stanu załamania. Doszło do tego, że Gutek stracił kompletnie panowanie nad swymi nerwami i owładnęła nim mania prześladowcza. Opuścił swoje stanowisko i biegnąc ulicami krzyczał, że zatrute muchy zostały zrzucone na miasto. Działo się to na krótko przed wkroczeniem Niemców do Płocka. Sytuacja była wówczas niezwykle napięta. Cofające się wojska polskie bardzo podejrzliwie traktowały każdego, kto się dziwnie zachowywał, widząc w nim potencjalnego szpiega. Gdy Gutek był już blisko domu (mieszkał na Tumskiej, w domu Szałańskiego, gdzie mieściła się słynna cukiernia), patrol, ujrzawszy biegnącego młodego człowieka, wezwał go do zatrzymania się. „Stój! Stój! Stój!” – wołano za nim. Gutek wbiegł już do bramy. Stało tam akurat kilku żołnierzy, którzy na widok całej tej sceny pomyśleli, że Gutek ucieka przed patrolem, usiłowali więc go zatrzymać. Lecz ten, głuchy na wszelkie wołanie, straciwszy całkowicie poczucie rzeczywistości, biegł dalej. Kiedy dotarł do schodów – padło ostatnie ostrzeżenie: „Stój, bo strzelam!” Gutek nie zatrzymał się. Strzelono i upadł śmiertelnie ugodzony. Ludzie wybiegli z mieszkań, żeby zobaczyć, co się dzieje i wówczas rozpoznali swego sąsiada. Za późno było wyjaśniać, że Gutek mieszka w tym domu i nie jest żadnym szpiegiem. Nieprzytomnego i silnie krwawiącego wniesiono do mieszkania ku zgrozie i rozpaczy jego rodziców. Pomoc lekarska była bezskuteczna…

Adam Neuman-Nowicki

Jedną z pierwszych ofiar był także Josek Ber Lichtensztejn (ur. 1862), który po wkroczeniu okupanta niemieckiego do Płocka, powiesił się w swoim domu przy ulicy Józefa Kwiatka 5.

Płoccy Żydzi próbowali znaleźć schronienie m. in. w Gąbinie. W wyniku bombardowania miasteczka, które miało miejsce 10 września, zginęło wielu spośród nich, m.in. Mendel Bzura (ur. 1868), Róża Libson (ur. 1902), Zelman (Salomon) Libson (ur. 1878), Elia Mańczyk (ur. 1874), Kazriel Kursztejn (ur. 1883), Szlama Mendel Mańczyk (ur. 1906), Tyla Fuks (ur. 1879), Ryfka Fuks (ur. 1865) oraz Beniamin Fuks (ur. 1877).

Zbliżaliśmy się do Gąbina. Z daleka widzieliśmy, że niebo nad Gąbinem jest czarne. Myślałam, że to chmury deszczowe. Podjechaliśmy bliżej i nagle chmury te zaczęły wydawać mi się nieco dziwne. Z przeciwnej strony nadchodzili ludzie, więc kolejarz zapytał, co się pali w Gąbinie. Hitlerowcy podpalili synagogę, otoczyli ją kordonem i nikogo nie pozwolili ratować. Żydzi, którzy byli w synagodze, spłonęli żywcem. Ludzie, którzy to opowiadali, uciekali z miasteczka. W gardle dławił mnie spazm. Siedziałam jak skamieniała i nie mogłam oczu oderwać od tej czarnej chmury i nieba spurpurowiałego od ognia. Nie wiem, jak jechaliśmy dalej. Nic mnie już nie obchodziło. Byłam odrętwiała z bólu, grozy, rozpaczy.

Róża Holcman

9 września Płock został zajęty przez wojska niemieckie. Żydzi zaczęli stopniowo wracać do miasta, do swoich domów i warsztatów pracy. Komendantura wojskowa początkowo odnosiła się do ludności żydowskiej dość łagodnie, wkrótce jednak rozpoczęły się szykany.

Każda niemal godzina przynosiła coś nowego: jakieś nowe ograniczenia, nowe represje. Żydzi bali się wychodzić na zarobek, pozamykali sklepy, lecz pod presją władz musieli je otworzyć. Kilku Żydów zatrudnionych od dość dawna w instytucjach miejskich zwolniono z miejsca bez żadnego odszkodowania.

N.N.

8 października Płock został włączony do Rejencji Ciechanowskiej. 26 października ustanowiono w mieście zarząd cywilny. Odtąd zaczęła się nowa karta w dziejach Żydów miasta Płocka, okres represji ze strony hitlerowskiego okupanta. Na ulicach dochodziło do pobić, ludzi poniżano i prześladowano. Organizowano łapanki uliczne. Zatrzymanych Żydów kierowano do robót publicznych oraz do prac w okolicznych gospodarstwach rolnych należących do Niemców.

Żydzi byli zmuszeni do kłaniania się umundurowanym Niemcom i do chodzenia środkiem ulicy. Odczułem to zarządzenie na własnej skórze zaraz w pierwszych dniach. Pewnego razu zapomniałem o tym obowiązku. Esesman zawołał mnie z powrotem, zrzucił mi czapkę w błoto i uderzył pięścią w twarz, tak że krew trysnęła mi z nosa. Kazał mi podnieść czapkę, zejść na jezdnię i jeszcze raz przejść obok, kłaniając się w pokorze. Innym także bardzo często zdarzały się takie wypadki…

Adam Neuman-Nowicki

Niemcy nałożyli na Płock 1.000.000 złotych kontrybucji – rzekomo, na całe miasto, jak głosiły plakaty, ale jako zakładników wzięli wyłącznie Żydów: dwunastu najpoważniejszych obywateli. Zawiązał się Żydowski Komitet do zbierania kontrybucji i uzyskania zwolnienia zakładników. Chodziliśmy po domach żydowskich zbierać pieniądze i biżuterię na ten cel. Mężczyźni zanosili zebrane mienie do gmachu starostwa, gdzie urzędował komendant miasta, kapitan Wehrmachtu, Buze. Początkowo wszystko przebiegało spokojnie. Komendant, hauptman Buze, przyjmował i kwitował zebrane pieniądze i kosztowności, delegaci wracali do domów. Wkrótce jednak wmieszali się w to gestapowcy i zaczęli zatrzymywać mężczyzn – na razie na noc, albo na dwie. Wtedy do delegacji włączono dwie kobiety: młodą dentystkę, która studiowała w Berlinie i znała biegle niemiecki oraz mnie. Tam poznałam hauptmana Buze i zaczęłam chodzić do niego z różnymi interwencjami. Zarządził on stopniowe wypuszczenie zakładników, a nawet udzielił mi zezwolenia na odwiedzenie ich w więzieniu. Moje przyjście bardzo podniosło na duchu tych zrozpaczonych ludzi. Na początku listopada wszyscy byli już w domach.

Róża Holcman

Jednym z zaaresztowanych był Alfred Blay – kupiec i działacz socjalistyczny, współzałożyciel Uniwersytetu dla Wszystkich w Płocku, działacz płockiego oddziału Towarzystwa Kultury Polskiej, Komitetu Niesienia Pomocy Żydom w Płocku, Związku Kupców Żydowskich oraz Żydowskiego Towarzystwa Dobroczynności. Wypuszczony na wolność, wkrótce uciekł z miasta i do końca wojny ukrywał się w Warszawie. Po wojnie powrócił do Płocka, a w 1946 roku został przewodniczącym Komitetu Żydowskiego.

Jednym z momentów terroru okupanta niemieckiego w stosunku do płockich Żydów w owym okresie było najście pewnej nocy na śpiącą ludność w dzielnicy żydowskiej, połączone z rabunkiem mienia i zabraniem mężczyzn na dziedziniec Hotelu Warszawskiego, gdzie byli oni maltretowani, grożono im wyrzuceniem z miasta i rozstrzelaniem.

O szóstej rano pukanie do drzwi kuchennych. Otworzyła służąca. Weszło kilka Żydówek z lamentem: gestapowcy w nocy zrobili obławę na ulicy Szerokiej, zamieszkałej prawie wyłącznie przez Żydów. Podjeżdżali wielkimi, krytymi maszynami, wchodzili do każdego mieszkania i zabierali wszystko, co im wpadło w ręce. Jakiejś żebraczce wzięli grosze wyżebrane tego dnia. U kogoś innego – jedyną parę nowych pończoch, bo nic więcej nie znaleźli. Wychodząc zabierali ze sobą mężczyzn. Starych i chorych zwlekali z łóżek. Kobiety szlochały i błagały, bym ratowała ich ojca, męża, brata… Obiecałam, że o dziesiątej pójdę do komendanta. W międzyczasie rozwidniło się i nowe kobiety przyszły z wiadomością, że mężczyźni stoją na dziedzińcu Hotelu Warszawskiego, wszyscy razem, otoczeni żołnierzami. Była sobota. O dziewiątej byłam u hauptmana. Uspokoił mnie, że na razie władzę sprawuje on i że wszyscy mężczyźni wrócą do domów. Poszłam od niego na ten dziedziniec. Zbita gromada przerażonych, zsiniałych z zimna ludzi. Jeden staruszek leżał na ziemi. Wokół nich obojętni żołnierze, nie brutalni, po prostu wykonujący rozkaz. Kobiety ciche, zrozpaczone, nie mogące ani pomóc, ani nawet płakać, wyczekujące niemo w swej rozpaczy. Powiedziałam im, że mężczyznom nic nie grozi, że wydano już rozkaz, by puścić ich wolno. Na pewno wszyscy wrócą, niech one rozejdą się do domów, do dzieci. Część odeszła, część została – milczący tłum kobiet naprzeciw zbitego tłumu mężczyzn.

Róża Holcman

Od początku zajęcia miasta przez Niemców życie religijne Żydów zamarło. Gmina wyznaniowa została rozwiązana, rabina Mordechaja Dawida Ejdelberga prześladowano, co spowodowało jego wyjazd na Kresy Wschodnie. Rodały z bóżnicy i synagogi zostały przez poszczególne osoby prywatne zabrane. Z biegiem czasu władze podjęły decyzję o wyburzeniu kilkudziesięciu domów w dzielnicy żydowskiej, na ulicach Synagogalnej, Niecałej, Tylnej i fragmencie ulicy Bielskiej. Synagogę pozostawiono wśród ulicy bez zabudowań i zamieniono ją na garaż samochodowy. Obok synagogi mieściła się tzw. „mała bóżnica” – szkoła Dancygiera, której stulecie istnienia święcono kilka lat przed wojną – ten budynek także zburzono. W mieście pozostała jedynie bóżnica przy ulicy Szerokiej, jednak nie wolno było się w niej modlić. Służyła ona na miejsce zbiórki robotników, udających się na roboty przymusowe oraz na wartownię dla Żydowskiej Służby Porządkowej.

30 października 1939 roku zostało wydane zarządzenie następującej treści:

Żydom zabrania się z natychmiastową mocą obowiązującą trudnienia się wszelkiego rodzaju handlem. Nie wolno im prowadzić przedsiębiorstw, zatrudniać pracowników, trudnić się dostarczaniem towarów osobom trzecim. Zabrania się im wykonywania czynności prawniczych dla osób trzecich, jak również wszelkiego rodzaju pośrednictwa. Żydzi zostaną przez osoby wyznaczone wydaleni ze swoich przedsiębiorstw. Żydom pozwala się nabywać tyle żywności, artykułów wszelkiego rodzaju, ile im jest koniecznie potrzebne dla własnego utrzymania. Ludność otrzymuje wezwanie do współdziałania przy wyłączeniu żydowskich lichwiarzy oraz do składania w Zarządzie Miejskim zgłoszeń o przekroczeniu przez Żydów niniejszego zarządzenia. Żydami w myśl mego zarządzenia są wszyscy Żydzi, bez względu na wyznanie.

Wszystkie bez wyjątku żydowskie przedsiębiorstwa handlowe, przemysłowe i rzemieślnicze zostały przekazane wraz z towarami w ręce ludności niemieckiej i polskiej. Przedsiębiorstwa te chwilowo władze zamknęły dla sporządzenia remanentów, a na wejściowych drzwiach naklejono żółte plakaty z napisem: „Jude geschlossen”.

Żydom zabroniono wykonywania czynności prawniczych oraz wszelkiego rodzaju pośrednictwa. Zakazano im wstępu do parków, restauracji, cukierni i na targowiska. Zwolniono Żydów pracujących w administracji miejskiej i samorządowej.

20 listopada 1939 roku wydane zostało zarządzenie dotyczące oznakowania ludności żydowskiej:

Wszystkim Żydom obojga płci, bez względu na wyznanie, w wieku od 10 lat, będących w obrębie miasta Płocka nakazuje się umieścić na wierzchniej części ubrania następujące oznaki: na plecach trójkąt z żółtego materiału o podstawie 15 cm i wysokości 5 cm, na prawej górnej stronie piersi trójkąt o podstawie 5 cm i wysokości 2 cm. Zarządzenie powyższe wchodzi w życie z dniem 24 listopada 1939 r. Żydzi spotkani publicznie bez powyższych oznak zostaną aresztowani i ukarani.

Represje stawały się coraz ostrzejsze. Pod koniec listopada wszyscy Żydzi zostali zobowiązani do noszenia „żółtej łaty” w postaci gwiazdy Dawida (na plecach i na lewej piersi), a mieszkańcom Płocka wydano karty rozpoznawcze z odciskiem palca (m. in. w celu odróżnienia Polaków od Żydów). Po zakończeniu tej akcji żandarmeria sprawdzała, czy wszyscy posiadają nowy dokument. Pewnego dnia Niemcy urządzili obławę i zatrzymywali każdego, kto nie miał przy sobie karty rozpoznawczej. Kiedy weszli do naszego mieszkania, ja przez pomyłkę podałem im dokument matki. Żandarmi nie pytali nawet o wyjaśnienie, popchnęli mnie do wyjścia i nie szczędząc razów i kopniaków zabrali ze sobą. Na ulicy włączyli mnie do większej grupy ludzi, którzy nie mieli swojej karty i poprowadzili do więzienia. Trudno opisać strach czternastoletniego chłopca, wtrąconego do celi: pierwszy raz poznałem wtedy więzienie od wewnątrz…

Adam Neuman-Nowicki

W grudniu 1939 roku w miejsce rozwiązanej gminy wyznaniowej utworzono Radę Żydowską – Judenrat.

Dla całkowitego ustalenia liczby Żydów w Płocku, została wybrana Rada Gminy żydowskiej. Rada ta otrzymuje poszczególne zarządzenia przeznaczone dla Żydów, które będą wywieszane na starej synagodze. Zarządzenie tego rodzaju należy traktować tak samo jak zarządzenie wydane bezpośrednio przez administrację niemiecką. Wszyscy Żydzi muszą się do nich bezwarunkowo i punktualnie stosować.

Siedziba Judenratu mieściła się w budynku dawnej bożnicy przy ulicy Kwiatka 7. Prezesem Judenratu został Salomon Bromberger – przedwojenny działacz żydowski, społecznik, członek zarządu Gminy Żydowskiej w Płocku.

Pierwszym zadaniem Rady Żydowskiej było zorganizowanie kadr robotniczych dla placówek oraz milicji dla ludności żydowskiej. Utworzenie płatnych placówek wojskowych stało się pierwszym oraz nowym źródłem dochodu ludności żydowskiej, gdyż poza tym Żydom wszelkie inne zajęcia były wzbronione. Zadaniem Rady Żydowskiej było zorganizowanie w miarę możliwego życia ludności żydowskiej.

9 grudnia 1939 roku za zezwoleniem władz otworzono kuchnię, rzekomo dla robotników zatrudnionych na placówkach. Na początku wydawano 250 obiadów dziennie. Z czasem jednak na skutek pauperyzacji ludności, liczba konsumentów wzrosła do 1500 dziennie. Stosunek władz do kuchni był pozytywny. Była ona stale wizytowana przez przedstawicieli władz. Była ona również subsydiowana przez Joint i w celu otrzymywania zasiłków pieniężnych zezwalano przedstawicielowi Rady Żydowskiej na wyjazd do Warszawy, lecz musiał dać zapewnienie powrotu. Gdy pewnego razu w tym celu prezes Rady Żydowskiej wyjechał do Warszawy, musiał władzom złożyć dyplom żony-dentystki.

Poważnym zadaniem Rady Żydowskiej było unormowanie kwestii mieszkaniowej dla ludności żydowskiej, a to w związku z wysiedleniem Żydów z mieszkań w centrum miasta oraz ze stale napływającymi Żydami z okolicznych miasteczek. Głód mieszkaniowy dawał się bardzo we znaki, gdyż ludność żydowską coraz bardziej ścieśniano w ograniczonym obszarze. Każdy lokal zamieszkiwało po kilka rodzin. Pomocy gospodarczej Rada Żydowska nie udzielała, nie dysponując większymi funduszami. Prócz kuchni żadnych żydowskich instytucji samopomocowych w mieście nie było, gdyż z chwilą wybuchu wojny wszystkie się zlikwidowały.

Poza powyższymi atrybucjami Rady Żydowskiej udzielała pomocy prawnej. Do zadań Rady Żydowskiej należała również opieka nad starcami, sierotami i chorymi. Pomimo wojny w mieście pozostały istniejące od dawien dawna szpital żydowski, Dom Starców i Dom Sierot. Fundusze na utrzymanie tych instytucji Rada Żydowska czerpała przeważnie z potrąceń od zarobków robotników pracujących na placówkach oraz z subsydiów od Joint’u i Centos’u.

N.N.

Jednym z ważniejszych czynów Rady Żydowskiej było utworzenie kooperatyw rzemieślniczych i kursów oraz sklepów zaopatrzenia w artykuły pierwszej potrzeby, gdyż Żydom wzbronione było wychodzenie na rynek i do sklepów aryjskich i kupowanie bezpośrednio od wieśniaków. Dzięki tym instytucjom znaczna część ludności żydowskiej znalazła zatrudnienie. Młodzież zaś garnęła się do nauki rzemiosła na kursach przy kooperatywach i tym samym wolna była od przymusowej pracy.

Prócz Rady Żydowskiej na terenie dzielnicy żydowskiej od końca 1940 roku istniał nielegalnie Komitet Pomocy najbiedniejszej ludności. Wzrastająca coraz więcej nędza wśród ludności żydowskiej spowodowała, że kilku byłych działaczy społecznych, radnych i itp. ludzi dobrej woli, zasługujących na zaufanie wśród ludności żydowskiej, utworzyło Komitet Pomocy. Rada Żydowska wiedziała o istnieniu i pracy tej instytucji, sama bowiem prócz prowadzenia kuchni, nie była w stanie udzielać pomocy charytatywnej. Komitet Pomocy z zebranych w każdym dniu minimalnych składek, udzielał pomocy najbiedniejszej ludności w myśl zasady: co zebrano – rozdano. Stosunek Rady Żydowskiej do Komitetu Pomocy był lojalny, zaś ludność odniosła się do Komitetu Pomocy z wielkim zaufaniem, nie kontrolując nawet jego działalności. Komitet Pomocy istniał do czasu wysiedlenia Żydów z miasta.

Jednym z ważniejszych resortów Rady Żydowskiej był Wydział Pracy. Rada Żydowska miała za obowiązek dostarczanie codziennie większej ilości Żydów do przymusowej pracy. Każdy bezrobotny Żyd – tak mężczyzna, jak i kobieta – obowiązany był kilka dni w tygodniu pracować bezpłatnie na rzecz władz.

Poza tym istniały również kadry płatnych robotników, którym ok. 50% zarobków potrącano na rzecz Magistratu i Rady Żydowskiej. Zupełnie wykwalifikowani robotnicy i rzemieślnicy znaleźli zatrudnienie w wyżej wspomnianych kooperatywach, pracujących po większej części dla władz. Indywidualna praca we wszystkich gałęziach była Żydom zupełnie zabroniona.

W miarę zamknięcia dzielnicy żydowskiej, Rada Żydowska otworzyła przy szpitalu własną aptekę, ambulatorium dla przychodni i oddział poczty niemieckiej dla przyjmowania i doręczania listów i przekazów pieniężnych.

N.N.

15 lutego 1940 roku zostało wydane nowe zarządzenie odnośnie oznakowania Żydów:

Dotychczasowe odznaki dla Żydów na terenie miasta Płocka – żółty trójkąt na piersi i plecach – ulegają zmianie jak następuje: Wszystkim Żydom obojga płci nakazuje się bez względu na wyznanie, począwszy od dziesiątego roku życia, w obrębie miasta Płocka, przyszycie na wierzchniej odzieży, a mianowicie na plecach i lewej stronie piersi, okrągłej tarczy koloru żółtego o średnicy 10 cm. Wymienione odznaki są do nabycia w gminie żydowskiej, Breitestrasse nr 7. Niniejsze zarządzenie wchodzi w życie z dniem 20 lutego 1940 r. Żydzi ukazujący się publicznie bez takiej odznaki zostaną surowo ukarani.

Coraz niebezpieczniej było chodzić po ulicach. Esesmani wymyślali różne „zabawy” z Żydami, a do takich bardzo bolesnych należało ścinanie i podpalanie bród nabożnym Żydom. Na ulicy rzadko spotykało się brodatego człowieka, a ci, którzy musieli wyjść, obwiązywali sobie twarz, żeby nie było widać ich zarostu. Pewnego razu byłem świadkiem takiej „zabawy”. Esesmani poznali się na obwiązywaniu twarzy i zauważywszy jednego staruszka z tak ukrytą brodą, zerwali mu chustkę. Potem rozpoczęła się istna orgia: zawołali drugiego Żyda i kazali mu ścinać nożyczkami brodę staruszkowi. To jednak im nie wystarczyło i w pewnym momencie podpalili brodę zapałką. Biedny Żyd usiłował ugasić palące się włosy, uderzając się rękami po twarzy. Drugiemu Żydowi nie pozwolili ci sadyści przyjść ofierze z pomocą. Teraz barbarzyńcy byli w pełni zadowoleni: śmieli się i bawili widokiem cierpiącego człowieka.

Adam Neuman-Nowicki

Utworzenie getta

1 września 1940 roku Niemcy utworzyli getto, które obejmowało ulicę Kwiatka, Tylną, Synagogalną, Jerozolimską, Niecałą i fragment ulicy Bielskiej. Getto miało charakter otwarty. Bramy przejściowe były pilnowane przez niemieckich wartowników. Żydzi nie mogli opuszczać getta bez specjalnych zezwoleń. W końcu 1940 roku przebywało w nim około 10 tysięcy Żydów. W listopadzie i grudniu 1940 roku Niemcy przeprowadzili spis ludności i majątku ruchomego Płocka. Jego wyniki pozwoliły niemieckiemu okupantowi zorientować się w sytuacji demograficznej miasta, co umożliwiło przeprowadzenie wysiedleń, poprzedzonych licznymi egzekucjami.

O ile do tego czasu Żydzi komunikowali się z ludnością polską, o ile przez cały czas wojny Żydom wolno było obracać się we wszystkich częściach miasta, nosząc naturalnie – od końca listopada 1939 roku – żółtą łatę na plecach i w klapie i mając obowiązek kłaniania się każdemu przechodzącemu wojskowemu, o tyle po wprowadzeniu getta życie stało się zupełnie uciążliwe.

Wszyscy Żydzi musieli zamieszkiwać na trzech ulicach, z getta im wyjść nie wolno było. Kontakt z jakąkolwiek władzą cywilną czy wojskową był niemożliwy, chyba że któryś z członków Rady Żydowskiej był specjalnie doń wezwany.

W getcie Żydzi żyli swoim życiem, wszystko koncentrowało się wokół Rady Żydowskiej, która zaopatrywała ludność żydowską w artykuły pierwszej potrzeby. Rada Żydowska prowadziła bowiem własną piekarnię, miała kilka sklepów rozdzielczych, z mięsem, warzywem, składami opałowymi itp. itp.

Życia społecznego ani też żadnych instytucji kulturalnych w getcie nie było. Zamieszkując po kilkanaście rodzin w jednym domu miała ludność żydowska w godzinach wieczornych możność zbierania się i opowiadania sobie nawzajem wydarzeń całego dnia.

Życie Żydów przed wprowadzeniem getta, jak i po tym bywało dość często zakłócane wyczynami. Od czasu do czasu Niemcy urządzali sobie zabawę, wpadając wśród nocy do mieszkań bezbronnej ludności żydowskiej, plądrując i rabując, co było wartościowego.

1 maja 1940 roku grupa złapała na mieście 10 Żydów, nad którymi specjalnie się znęcano: żyletkami wycinano im kawały mięsa, wkładano ich do skrzyń po czym zrzucano je z pierwszego piętra. Kilku tych Żydów zostało w bestialski sposób poturbowanych, zabrano ich do szpitala. Władze wojskowe zostały o tym fakcie powiadomione, poszkodowani poddani zostali badaniu lekarskiemu, przeprowadzone zostało dochodzenie, a sprawców tych makabrycznych scen podobno ukarano.

Zimą 1940 roku urządzono z Żydami zabawę. Kazano im zebrać dużo śniegu i zakopać się weń. Innym razem znowu, gdy grupa Żydów szła do roboty, kazano czołowym Żydom włożyć tałesy i śpiewać piosenki żydowskie. W różny sposób zabawiali się z Żydami. Pewnego razu zabrali z kościoła katolickiego habity księży i akcesoria kościelne, a Żydom kazano włożyć i nosić je i tak przedefilować przez miasto.

Należy również zanotować, że Rada Żydowska musiała swoim kosztem urządzić komfortowo dom rozpusty.

N.N.

Niemcy postanowili urządzić dom publiczny dla wojskowych w jednej z kamienic przy ulicy Szerokiej. Zrobili to prawdopodobnie dlatego, by jeszcze bardziej utrudnić Żydom życie i upokorzyć ich. Wszystkim mieszkańcom owej kamienicy kazano się usunąć i Judenrat musiał dokwaterować ich do innych, przeludnionych już lokali. Na dodatek Żydzi mieli obowiązek urządzić ten dom publiczny, czyli wyposażyć w meble, pościel i łóżka. Z dniem otwarcia owego przybytku sytuacja w getcie pogorszyła się jeszcze bardziej. Teraz nie tylko w dzień byliśmy ofiarami wybryków i sadyzmu Niemców, ale także i w nocy. Szczególnie sąsiednie kamienice narażone były na napady pijanych żołnierzy, którzy rozbijali szyby i drzwi żydowskich mieszkań. Nie dość im było prostytutek, gwałcili również żydowskie kobiety.

Adam Neuman-Nowicki

Jednym ze znamiennych okrucieństw Niemców wobec ludności żydowskiej była likwidacja Domu Starców i Kalek im. małżonków Flatau – instytucji funkcjonującej w Płocku kilkadziesiąt lat, w której znalazło na stałe schronienie 35-40 pensjonariuszy, przeważnie starców i kilka nieuleczalnie chorych osób. Pewnego jesiennego dnia 1940 roku wszystkich pensjonariuszy żydowskich wywieziono w nieznanym kierunku, prawdopodobnie do Działdowa lub lasu w Brwilnie, i zamordowano. Niedługo po tym fakcie Rada Żydowska otrzymała od władz nakaz przedstawienia wykazu osób umysłowo i nieuleczalnie chorych, nie będących w instytucjach społecznych. Po otrzymaniu wykazu Niemcy wywieźli wszystkich do lasu i rozstrzelali.

Kulminacyjnym punktem barbarzyństwa w stosunku do ludności żydowskiej był fakt następujący:

Pewnej nocy styczniowej roku 1941 przyszedł do getta żołnierz, szukając w zaułkach domu rozpusty. Zaszedł do domu przy ul. Niecałej i będąc w stanie nietrzeźwym, poślizgnął się i upadł przed domem. Zauważył to przechodzący patrol żandarmerii. Zapytany o przyczynę wypadku, żołnierz odpowiedział, że go Żydzi napadli i pobili. W kilka godzin po tym, tejże jeszcze nocy, przyszła policja i zabrała część mężczyzn owego nieszczęśliwego domu. Nad ranem zaś zabrano resztę dorosłych mężczyzn i kobiet, przebywających stale bądź przypadkowo na terenie tego domu i osadzono ich w więzieniu. Mieszkania całego domu zostały zamknięte na klucz, pozostawiwszy w nich tylko osamotnione dzieci. Następnego dopiero dnia komisarz dla spraw żydowskich osobiście zwolnił pozamykane dzieci […] Fakt powyższy ostatecznie zdecydował o losie ludności żydowskiej w Płocku. Niejednokrotnie nad Żydami płockimi wisiała groźba wysiedlenia, niejedną noc przesiedzieli oni na swoich wędrownych plecakach, oczekując wyroku, ale za każdym razem sprawa ta ulegała złagodzeniu, dzięki prezentom ofiarowywanym lokalnym dygnitarzom przez Radę Żydowską. Kwestia wysiedlenia stała się faktem.

N.N.

Na kilka dni przed planowanym wysiedleniem Żydów, Niemcy zamknęli wszystkie bramy i przejścia prowadzące z getta na stronę aryjską. Wszędzie stali wartownicy niemieccy w celu uniemożliwienia ucieczki. W tym czasie w getcie przebywało około 7600 płockich Żydów oraz 3000 uciekinierów żydowskich z innych miejscowości. W nocy z 20 na 21 lutego 1941 roku dzielnica żydowska została otoczona przez uzbrojone patrole policji z 13-go niemieckiego batalionu.

Likwidacja getta

Przed przybyciem oddziału SS nie wolno było opuszczać domu czy mieszkania, ażeby udać się na plac zbiórki. Należało oczekiwać patrolu, który wszystkich zdzielał nahajkami i zrzucając ze schodów gnał na plac zbiórki. Nieszczęśliwi musieli biegać, mężczyźni z obnażonymi głowami. SS-manów było dużo. Byli ustawieni wszędzie: po domach i ulicach, na placu zbiórki. Wszyscy bez wyjątku bili i gnali, zmuszając do biegu starców i dzieci, kobiety z maleństwami na ręku. Na ulicy paliły się lampy, było jeszcze przed świtem. Widok był makabryczny. Plecaków nie pozwolono zabierać, nie pozwolono nawet żywności brać ze sobą. Nie pozostawiono w Płocku ani jednego Żyda czy Żydówki, wysyłano nawet rodzące.

Bolesław Zdoliński (Weinberg)

W dniu 21 lutego 1941 roku we wczesnych godzinach rannych otoczono żydowską dzielnicę i SS-owcy z seminarium zaczęli wypędzać biciem Żydów z ich mieszkań. Pierwszą fazę wysiedleńczą obserwowałem z okna naszego mieszkania. Wypędzonych z mieszkań Żydów bito strasznie i pędzono do ciężarówek. Na ulicach leżało wielu ludzi bez znaków życia. Klapy ciężarówek nie zostały opuszczone, a przy obu jej stronach stali SS-owcy z pałkami i bili wchodzących, tak że przed ciężarówką utworzyło się naturalne wejście na wóz z ciał ludzkich. Wszelkie bagaże odebrano nam przed wejściem na wóz. Pamiętam, że w dniu wysiedlenia był straszny mróz, a wielu ludzi na ciężarówkach było w samej bieliźnie. Na każdej ciężarówce było około 35-40 osób, wepchniętych jak sardynki. Ciężarówki były odkryte. Gdy nas wypędzono z naszego mieszkania, wytrącono matce nawet butelkę z wodą. Zabrała ją, ponieważ bardzo często zapadała na serce.

Izaak Zemelman

Wczesnym rankiem dwudziestego pierwszego lutego 1941 roku otoczono getto. Obudził nas o świcie jakiś niecodzienny ruch. Kiedy wyjrzeliśmy przez okno, ujrzeliśmy ciężarówki wjeżdżające na ulicę Szeroką i Niemców z karabinami w ręku, blokujących wszystkie przecznice, prowadzące do głównej ulicy getta. Zrozumieliśmy, że nadszedł dzień opuszczenia naszego ukochanego miasta, w które wrośliśmy korzeniami od stuleci. Nie wiedzieliśmy, co nas czeka, dokąd nas zawiozą i co z nami zrobią. Nasze plecaki i walizki były już przygotowane, a w nich parę zmian bielizny, trochę rodzinnych zdjęć i rzeczy pierwszej potrzeby. Ja przed wojną nosiłem przeważnie ubranie po starszym bracie. Przed wysiedleniem jednak ludzie oddawali dobre ubrania krewnym, sąsiadom czy znajomym, bo i tak nie mogli wszystkiego zabrać. W ten sposób – o ironio – dostałem nowe palto od państwa Kowadłów, którzy kiedyś mieli sklep z odzieżą, a od wujka Adama Goldkinda garnitur. Niektóre rodziny miały jeszcze trochę zasobów sprzed wojny, ale my nie posiadaliśmy już wówczas żadnych wartościowych przed-miotów ze srebra czy ze złota, ani też kosztowności i pieniędzy. Byliśmy świadomi, że grozi nam nieunikniona nędza. Czekaliśmy w zdenerwowaniu, kiedy przyjdzie kolej na nasz dom. Tymczasem z ulicy zaczęły dochodzić odgłosy wrzasków Niemców i płacz ich ofiar. Nagłe łomotanie do drzwi przerwało nasze oczekiwanie i kilku żandarmów wpadło do mieszkania. „Raus! Raus! Los! Los!” – wydzierali się hitlerowcy i okładali nas pałkami i kolbami karabinów. Bicie, które ja dostawałem, nie bolało mnie tak dotkliwie, jak widok uderzeń spadających na kochaną mamusię i tatusia. Moja zręczność pomagała mi unikać razów lub zasłaniać się rękoma przed uderzeniami. Rodzice nie posiadali tej umiejętności, więc kolby karabinów, pałki, pięści i kopniaki spadały na nich celnie. Łzy dusiły mnie w gardle – nie z bólu, lecz z bezsilności, iż nie mogłem im pomóc czy zapobiec cierpieniom. Poganiani razami wybiegliśmy na środek ulicy. Tam nasi oprawcy nieustannie bijąc ładowali wszystkich na samochody ciężarowe. Po obu stronach jezdni leżały już stosy walizek. Były one wyrywane z rąk wysiedleńców lub po prostu porzucone, ponieważ utrudniały szybkie wskakiwanie na ciężarówki, a kto nie potrafił szybko wejść dostawał więcej razów. Najbardziej więc cierpieli od uderzeń ludzie starsi, a i dzieci nie oszczędzano. Byli jednak tacy staruszkowie, bądź chorzy ludzie, którzy w ogóle nie mogli wdrapać się na samochód – tych zastrzelono na miejscu. Ja z bratem pomogliśmy rodzicom wspiąć się na ciężarówkę, po czym sami wskoczyliśmy za nimi. Samochody ruszyły wśród krzyków, płaczu i modlitw płockich Żydów, wiezionych w nieznane. Żydzi opuszczali Płock na zawsze. Miasto, w którym ich przodkowie zapuścili swe korzenie przeszło 700 lat temu. Płock wraz z Kaliszem i Poznaniem był najstarszym skupiskiem Żydów w Polsce. Żydzi przeżywali tu przez te wszystkie lata różne okresy – dobre i złe. Historyczne dokumenty świadczą, że włożyli oni duży wkład w życie gospodarcze i kulturalne tego pięknego miasta. Cały ten dorobek, wypracowywany przez setki lat, został zniszczony, spalony i zapomniany.

Adam Neuman-Nowicki

Jedna z matek, nie zdążywszy szybko wejść z maleńkim dzieckiem na samochód, zostawiła wózek z dzieckiem przed wozem. Zauważywszy to, jeden z oprawców podbiegł i schwyciwszy maleństwo, rzucił je matce tak silnie, że na miejscu zostało zabite. Na samochody wpakowano więcej ludzi niż mogły one pomieścić. Toteż kilka osób wskutek ciasnoty zostało zaduszonych na śmierć i wyrzuconych na drodze. Tylko część ludności zmieściła się na samochody, wobec czego reszcie kazano rozejść się po swoich domach. Samochody wraz z wysiedleńcami udały się do obozu w Działdowie.

N.N.

Zabrali wszystkich. Powtarzali: „Juden raus!”, „Juden raus!”. Pewnego ranka w lutym usłyszeliśmy te ich wrzaski. Pilnowali przy tym wejść do getta, żeby nikt nie mógł uciec. Zgromadzili na ulicy Żydów, a potem wysłali nas do obozu […] Wjeżdżały ciężarówki i wszyscy musieliśmy wsiąść. A ludzie, którzy przyszli z dziećmi… Pamiętam, była taka rodzina, która miała nowo narodzone dziecko. Jego ojciec zrobił z prześcieradła nosidełko. Rozerwali je. Zabierali ludziom niemowlęta i wyrzucali je z okien. Albo chwytali je za nóżki i uderzali ich główkami o drzewa, nie pozwalali zabierać ze sobą dzieci. Stłoczyli nas na tych ciężarówkach, ludzie dusili się na śmierć w drodze do obozu, gdzie wysłano nas z naszego rodzinnego miasta. Nie było miejsca, nie było więc wystarczająco powietrza. Ścisk był okropny…

Tema Lichtensztajn

W czasie pierwszego wysiedlenia do obozu w Działdowie deportowano około 4000 płockich Żydów.

Na krótko przed drugim wysiedleniem aresztowano 25 mężczyzn w wieku od 17 do 65 lat. 28 lutego zostali wywiezieni do parowy we wsi Imielnica, gdzie zostali zamordowani przez gestapo strzałem w potylicę. Zwłoki zamordowanych zostały pochowane w zbiorowej mogile. Tego samego dnia aresztowano członków płockiego Judenratu.

W mgnieniu oka ulica zapełniła się ludźmi. Po deportacji połowy mieszkańców w poprzednim tygodniu wydawało się, że jest nie zamieszkana, a tu zaroiło się nagle znów od ludzi. Masa świeciła żółtymi gwiazdami. Znów podzielono ludzi na grupy, liczono i jeszcze raz liczono. Ale po co tak dużo psów, tak dużo esesmanów i policjantów z pałkami i szpicrutami, obserwujących nas z wyrazem twarzy żądnym krwi. Sam ich wzrok spowodował, że coś w nas pękło.

W roztapiającym się śniegu musieliśmy czekać aż do późnego popołudnia. Krwawiły serca, ale wyrazy twarzy pozostały niezmienione i twarde, żaden nie pokazał ani odrobiny poddania. Ludzie powstrzymywali łzy, skargi i westchnienia. Mocno stłoczeni jeden przy drugim, brat przy bracie, przyjaciel przy przyjacielu, sąsiad przy sąsiedzie, znosili ze stoickim spokojem uderzenia i poniżenia. Jeśli nienawiść mogłaby zniszczyć świat, wówczas nienawiść, która paliła się w ich oczach, zmieniłaby wszystko w proch.

Gdy przepełnione ciężarówki odjechały, na ulicy pozostało jeszcze około tysiąca osób. Zapadła już noc, powietrze ociekało wilgocią, woda z topniejącego śniegu rozmiękczała obuwie. Dzieci płakały, starcy trzymali się ledwo na nogach. W końcu padł rozkaz, żeby wracać do domów.

Symcha Guterman

Ostatnie wysiedlenie Żydów płockich do Działdowa miało miejsce 1 marca 1941 roku. Ogółem wysiedlono do Działdowa około 10 000 Żydów.

Działdowo

Obóz w Działdowie (niem. Soldau) – niemiecki hitlerowski obóz istniejący podczas okupacji hitlerowskiej w Działdowie w latach 1939–1945. Przez obóz w Działdowie przeszło 30 tysięcy osób, a 12–15 tysięcy znalazło tu śmierć. Działdowski obóz stanowił również dla wielu więźniów etap pośredni.

Siedem tysięcy Żydów z Płocka przewieziono ciężarówkami, nabitych jak przysłowiowe śledzie, do obozu koncentracyjnego w Działdowie, gdzie każdego przywitano porcją kijów, nie robiąc różnicy między płcią i wiekiem. Wielu starców jak również kilka młodszych osób zostało przytem zatłuczonych. Po kilku dniach pobytu w Działdowie przewieziono nas, ogołoconych ze wszystkiego do woj. kieleckiego i rozmieszczono w różnych gettach na wymarcie.

Bolesław Zdoliński (Weinberg)

Kiedy dotarliśmy na miejsce, Niemcy spychali ludzi z ciężarówek, wielu upadało i łamało nogi lub ręce. Niemcy krzyczeli: „schnell, schnell”, „szybko, szybko”. I bili nas strasznie. Uformowali się w szpaler i bili nas pałkami. Musieliśmy przejść między nimi, aby w ogóle wejść na teren obozu. Bili wszystkich wchodzących do obozu po głowach. Potem musieliśmy czekać siedząc na podłodze, nie pamiętam, czy i ile dostaliśmy jedzenia. Pamiętam tylko, że w końcu wsadzili nas do pociągów i zabrali do tej części Polski, w której później żyłam, do tych wszystkich żydowskich miasteczek. Jeden transport przywieźli w jedno miejsce, drugi przywieźli w inne, a miejscowe społeczności żydowskie musiały jakoś tych ludzi przyjąć. Większość musiała spać na podłodze w synagodze, wybuchła epidemia tyfusu i panowało wiele chorób.

Tema Lichtensztajn

Wreszcie przybyliśmy do Działdowa i kolumnę zatrzymano przed kompleksem bloków przypominających koszary. Pojedyncze wozy rozładowywano na ulicy i każda osoba przejść musiała przez szpaler funkcjonariuszy Schutzpolizei, długości około 100 metrów. Każdy policjant uzbrojony był w dużą pałkę, którą cały czas bił przebiegających ludzi […] Obóz stanowił prawdopodobnie dawne koszary i składał się z trzech części: pierwszy selekcyjny dla Żydów, drugi poselekcyjny, trzeci dla wysiedleńców Polaków. Obóz selekcyjny i poselekcyjny oddzielone były od siebie gęstą zaporą z drutów kolczastych. W pierwszym obozie było nas około 2 do 3 tysięcy osób. Wiele osób było ciężko rannych, wiele trupów pogrzebano, żandarmi ściągać zaczęli z nas lepsze buty, szczególnie z cholewami i kalosze, które natychmiast sami zakładali. Nazajutrz indywidualnie przechodziliśmy przez budynek administracyjny, stojący na granicy obydwu obozów. Tam zapisywano dane personalne i każdemu dano na tekturze wypisany numer. Ostatnim etapem był pokój, w którym było wiele skrzyń pełnych kosztowności. Do tych skrzyń polecono wrzucać wszystkie posiadane kosztowności i pieniądze. […] Z tego pokoju skierowano każdego do drugiego obozu i tam umieszczono w olbrzymich rozmiarów wozowni. […] W obozie tym byliśmy przez kilka dni…

Izaak Zemelman

Kiedy sznur ciężarówek wyruszył z Płocka, nie wiedzieliśmy, dokąd nas wiozą. Samochody były tak przepełnione, że nie tylko nie można było usiąść, ale nawet i stać. Na każdej ciężarówce pilnowało nas po dwóch Niemców z karabinami gotowymi do strzału, więc o żadnej ucieczce nie było mowy. Po kilkugodzinnej podróży w strasznych warunkach przyjechaliśmy do jakiegoś miasta – okazało się, że to Działdowo. Wyładowanie nastąpiło ;w obrębie dawnych koszar wojskowych. Podobnie jak przy załadowywaniu nas w Płocku, tak i teraz byliśmy bici, a najmocniej ci, co nie mogli szybko zeskoczyć i przebiec między szpalerem hitlerowców uzbrojonych w pałki i pejcze, którymi okładali swoje ofiary. Wszyscy musieli przejść przez wartownię. Tam kazano nam oddać wszelkie kosztowności i pieniądze. Niektórzy ludzie ukrywali swe ostatnie zasoby, przeznaczone na czarną godzinę. Jeżeli podczas rewizji znaleziono coś przy kimś, bito go niemiłosiernie, no i oczywiście zabierano to, co znaleziono. Paniczny strach ogarnął wysiedleńców, grożono nam bowiem, że kto nie odda wartościowych przedmiotów, zostanie rozstrzelany. Moi rodzice i ja z bratem nic nie posiadaliśmy, niemniej jednak baliśmy się rewizji, której z reguły towarzyszyło bicie. Byli jednak tacy, co mimo gróźb i bicia, starali się ukryć swe kosztowności. Po przejściu wartowni zostaliśmy wpędzeni do wielkich stajni, w których kiedyś trzymano konie wojskowe. Puste w tej chwili stajnie miały być naszym schronieniem przez najbliższe dni. Przedstawiały one opłakany widok. Na mokrym betonie gdzieniegdzie tylko leżało trochę słomy. Pomieszczenia te szybko wypełniały się ludźmi. Kto prędzej otrząsnął się z pierwszego wrażenia i bicia, zaczynał zgarniać resztki słomy i urządzać sobie legowisko. Mniej przedsiębiorczy musieli zadowolić się kawałkiem mokrego betonu, a niebawem zaczęto się i o to kłócić. Każdy chciał zająć więcej miejsca na położenie swych zbolałych kości. W nocy wszyscy leżeli jak śledzie w beczce i trudno było przejść bez potrącenia kogoś. […] Nikt nie wiedział, co z nami zrobią, czy pozostaniemy tutaj, czy też wyślą nas gdzie indziej. Z warunków, w jakich się znajdowaliśmy, wynikało, że jesteśmy tu tylko przejściowo, ale jak długo miało to trwać – było dla nas zagadką. Tymczasem każdy dzień wydawał się wiekiem. Nie było gdzie i czym się myć, nie było co jeść, każdy był obolały od bicia. […] Płoccy Żydzi wypełnili do maksimum wszystkie pomieszczenia obozowe, wstrzymano więc chwilowo dalsze transporty.

Adam Neuman-Nowicki

W Działdowie zginęli m.in. płocczanie: Roman Lewensztajn (ur. 1873), Abram Lipa Frankensztajn (ur. 1865), Pessa Nyrenberg (ur. 1906), Abram Nyrenberg (ur. 1900), Jochewet Edelsztejn (ur. 1882) oraz Sura Jerozolimska (ur. 1864). Płoccy Żydzi ginęli z powodu ran odniesionych w wyniku dotkliwych pobić w czasie wysiedlania i po przybyciu do obozu oraz wszechobecnego głodu. W końcu lutego i na początku marca 1941 roku płockich Żydów wysiedlono z Działdowa do różnych miejscowości dystryktu radomskiego. Zostali skierowani m.in. do Buska, Drzewicy, Przysuchy, Białaczewa, Gielniowa, Żarnowa, Paradyża, Słupi Nowej, Koniecpola, Janowa, Żarek, Wierzbicy, Bliżyna. Zostali dokwaterowani do innych rodzin lub umieszczeni w bożnicach. Wszędzie było duże zagęszczenie ludności, szerzyły się choroby (tyfus plamisty, czerwonka). Sytuacja materialna była katastrofalna.

Wkrótce rozeszła się wiadomość, że zostajemy z Działdowa wysłani dalej. Należało zwolnić miejsce dla następnej fali wysiedleńców. I tym razem przy załadowywaniu nas do wagonów kolejowych oprawcy nie ominęli żadnej okazji do bicia. Po wielu godzinach podróży dojechaliśmy do stacji w Jędrzejowie, a tam przeładowano nas do otwartych wagonów towarowych kolejki wąskotorowej. Należy pamiętać, że działo się to w lutym i panował silny mróz. Niemcy byli tak okrutni, iż nawet warunki atmosferyczne wykorzystywali w znęcaniu się nad Żydami. Wielu z nas odmroziło sobie uszy, ręce i nogi. Nie wiem, jak długo moglibyśmy taką podróż wytrzymać, zanim zamarzlibyśmy na śmierć? Druga i ostatnia fala wysiedlenia z Płocka nastąpiła 1 marca 1941 roku. Żydzi płoccy rozesłani zostali do małych miast i miasteczek w województwie kieleckim. Nasz transport zatrzymał się w Chmielniku. Tu mieliśmy spędzić kolejny etap okrutnej okupacji niemieckiej – dla większości ostatni już przed końcową zagładą. Tylko nielicznym dane było przeżyć ten okres, a ja szczęśliwie znalazłem się wśród nich.

Adam Neuman-Nowicki

Bodzentyn

Niemcy utworzyli getto na terenie Bodzentyna w 1940 roku. Przebywali w nim zarówno Żydzi z Bodzentyna, jak i osoby deportowane z Łodzi, Kielc oraz Płocka. W 1941 roku przebywało tu 3700 osób.

Bodzentyn jest to małe miasteczko, jest otoczone górami, lasami, nadzwyczaj piękne krajobrazy, natomiast straszne błota. Do naszego przybycia było tu ok. 800 Żydów. Są to ludzie b. dobrzy, nadzwyczaj ciepło przyjęli nas, tzn. pierwszy transport 350 osób, tak samo drugi i trzeci transport. Przeszło 1150 osób. Także razem znajduje się w Bodzentynie ok. 1500 Płocczan. Tutejsi ludzie mieszkają b. ciasno i nędznie, tak że pomimo najlepszej chęci nie mogą pomieścić takiej ilości osób. Przeszło 400 osób znajduje się w bóżnicy, na barłogu, w okropnych warunkach. […] W ogóle stan wysiedleńców jest tragiczny, gdyż wszyscy przybyli bez pieniędzy, odzieży i bielizny itd. O zarobkach nie ma mowy…

Beniamin NN, list z 14 marca 1941 roku do Eliasza Zylberberga

Miasteczko Bodzentyn liczy ok. 200 rodzin żydowskich, co stanowi 900 dusz. Pierwsze dwa transporty wysiedlonych z Płocka, przybyłe do Bodzentyna, liczyły 700 dusz, które zostały zakwaterowane przy rodzinach w dość prymitywnych warunkach. W ubiegłym tygodniu transport Płocczan, liczący 1000 osób, który był już przeznaczony i zakwaterowany w Wierzbniku, został wysiedlony również do Bodzentyna w liczbie 800 osób, tak że razem jest nas tu wysiedlonych z Płocka 1500 osób, co stanowi 25% ludności żydowskiej Płocka.

Wobec takiej ilości wysiedleńców i wobec braku mieszkań niemożliwością jest wszystkich po mieszkaniach zakwaterować, gdyż są to małe domki drewniane, w małej izdebce są ulokowani 10-17 osób, tak że ok. 500 osób pozostało w synagodze, gdzie nie ma miejsca dla takiej ilości ludzi. Połowa tej liczby zmuszona jest nocować pod gołym niebem. […] Gmina tutejsza zorganizowała dla wysiedleńców kuchnię, która wydaje dziennie 1500 obiadów i racje chleba od 15-20 dkg, przy czym obiady są płatne od 10-20 gr. […] Nadmieniamy, że Płocczanie zostali wysiedleni bez bagażów, bez obuwia, bez odzieży i bez gotówki. Już teraz znaczny odsetek Płocczan nie jest w stanie zapłacić tej minimalnej opłaty i przeto pozbawieni są tej jedynej ciepłej strawy, co fatalnie wpływa na tak już dotychczas wyczerpany stan zdrowia setek matek, dzieci i starszych osób, które, niestety, muszą głodować i przysparzać coraz większą śmiertelność. Ilość wypadków śmierci na tut. wysiedlonych Płocczan wynosi już 50 osób. Element wysiedleńców, który znajduje się w Bodzentynie, stanowi najbiedniejszą część naszej ludności…

Komitet Płocczan w Bodzentynie, list z dnia 16 marca 1941 roku do Komitetu Płocczan w Warszawie

W Bodzentynie zginęli m.in.: Icek Luidor, Ryfka Brana Fuks z domu Altman, Majer Wolf Altman, Icek Altman (ur. 1895), Moszek Majer Altman (ur. 1886), Cwyja Altman (ur. 1900), Bajla Altman (ur. 1906), Rywen Altman (ur. 1902), Ita Wasserman z domu Nordenberg (ur. 1891), Efroim Dawid Elberg, Sura Ryfka Elberg z domu Holender, Icek Hersz Szechtman oraz Chawa Jesion z domu Szechtman (ur. 1892).

19 września 1942 roku, podczas likwidacji getta, wszyscy Żydzi zostali popędzeni na stację kolejową w Suchedniowie, a stamtąd wywiezieni do obozu zagłady w Treblince.

Chmielnik

Getto w Chmielniku powstało w pierwszej połowie 1941 roku. Przebywało w nim około 13 000 osób, zarówno z Chmielnika, jak i deportowanych z Płocka, Radomia i Łodzi oraz powiatu buskiego.

Rozpaczliwej sytuacji naszych ziomków nie jesteśmy w stanie opanować […] Choroby szerzą się wśród naszych Płocczan w zastraszający sposób. Bardzo wiele wypadków śmiertelnych…

Komitet Płocczan w Chmielniku, list z dnia 29 maja 1941 roku do Komitetu Płocczan w Warszawie

W getcie Chmielniku zginęła m.in. Sura Nadułek z domu Przewoźnik, Abram Majlech Niedźwiedź (ur. 1878), Maria Łaja Nejman (ur. 1868), Abram Izrael Rotman, Maria Gitla Zylber z domu Strykowska (ur. 1872) oraz Chaja Iska Spektor (ur. 1898).

Likwidacja getta rozpoczęła się 6 października 1942 roku. Niemcy zabili wówczas około 200 osób, ponad 9000 zostało wywiezionych do obozu zagłady w Treblince. Drugie wysiedlenie, które objęło około 700 osób, miało miejsce 16 listopada 1942 roku, trzecie – 10 grudnia tego roku. Wysiedlono wówczas około 200 Żydów.

Częstochowa

Getto w Częstochowie zostało utworzone przez Niemców 9 kwietnia 1941 roku. Obejmowało wschodni obszar centrum miasta, pokrywający się z terenem dawnej dzielnicy żydowskiej. W getcie przebywali Żydzi z Częstochowy, pobliskich miejscowości (Krzepice, Mstów, Przyrów, Janów) oraz osoby deportowane z terenów wcielonych do Rzeszy. W marcu 1941 roku do getta przywieziono około 1200 Żydów z Płocka. W kwietniu tego roku przebywało tu ponad 35 tysięcy osób.

W getcie w Częstochowie zginęli m.in.: Leon Widawski (ur. 1928), Chaim Mojsie Wesołek (ur. 1885), Gitla z Zylbersztajnów Wesołek, Ides z Chanachowiczów Malowańczyk (ur. 1906), Tyla Chanachowicz (ur. 1899), Ajdla Frajdla Chanachowicz (ur. 1903), Chaja Chanachowicz (ur. 1900), Sura Chanachowicz (ur. 1917), Herszon Mordka Cypryjan (ur. 1873), Abram Moszek Sztern (ur. 1907), Blima z Cypryjanów Sztern (ur. 1908), Rojza Liba Fuks (ur. 1910), Frymeta Fuks (ur. 1908), Gołda Łaja ze Szternów Szpigiel, Ryfka Brana z Altmanów Frankensztajn (ur. 1911), Gedalje i Ruchla Grynbaumowie, Estera Sztern (ur. 1937), Liba Ruchla Ejzenberg (ur. 1884), Szaja Jojne Ejzenberg (ur. 1880), Chaskiel Nachman vel Nachmanowicz (ur. 1877), Juda Ber Kenigsberg (ur. 1877), Estera Małka z Altmanów Zander (ur. 1906), Szmul Altman, Chaim Altman, Szajna z Altmanów Przygoda, Słuwa z Altmanów Szklarek, Ryfka Tauba z Altmanów Raciążer, Bajla z Bursztynów Zylbersztejn (ur. 1888), Fałek Zylbersztejn (ur. 1883), Gołda Łaja z Ledermanów Sztern (ur. 1855), Chaim Bresler (ur. 1899), Blima Lidzbarska (ur. 1902), Syne Praszkier (ur. 1872), Jakub Nyrenberg (ur. 1876), Hersz Frankensztajn (ur. 1895), Nusen Wajnsztok (ur. 1901), Dyna Ryfka Widawska oraz Abram Moszek Widawski.

Likwidacja getta rozpoczęła się 22 września 1942 roku, zakończyła w nocy z 7 na 8 października. Do obozu zagłady w Treblince wywieziono 40 tysięcy Żydów. Na miejscu zamordowano 2000 osób. Pozostałych przy życiu osadzono w tzw. „małym getcie”. Pracowali oni w fabrykach przemysłu zbrojeniowego Hasag oraz w warsztatach rzemieślniczych. „Małe getto” przestało istnieć pod koniec czerwca 1943 roku.

Radom

Getto w Radomiu zostało utworzone przez Niemców wiosną 1941 roku. Tzw. duże getto obejmowało tradycyjną dzielnicę żydowską (ulice: Szwarlikowska, Esterki, Brudna, Żytnia, Limanowskiego, Zgodna, Plac Stare Miasto, Fredry, Przechodnia, Asnyka, Krakowska, Kanałowa, Anielewicza, Bóżniczna, Wałowa, Lekarska i Podwalna), małe getto powstało na terenie dzielnicy Glinice (ulice: Graniczna, Błotna, Wrześniowskiego, Kośna, Kwiatkowskiego, Blata, Pusta, Placowa, Konopnickiej, Niemcewicza, Inwalidów Wojennych, Złota, Kinowa, Prosta, Dąbrowskiego i Lubońskiego). Pod koniec listopada 1941 roku przebywało tu 25658 osób.

Likwidacja getta nastąpiła 4-5 sierpnia oraz 16-18 sierpnia 1942 roku. Około 30 tysięcy Żydów zostało wywiezionych do obozu zagłady w Treblince i zamordowanych.

W sierpniu 1942 roku utworzono obóz pracy w Radomiu, którego pierwszymi więźniami było ok. 3000 Żydów. Zatrudniono ich m.in. w warsztatach krawieckich, szewskich i metalowych oraz w radomskich fabrykach. Od marca 1943 roku do stycznia 1944 roku warsztaty były podporządkowane spółce „Ostindustrie”. W styczniu 1944 roku obóz w Radomiu stał się filią lubelskiego obozu koncentracyjnego. Pod koniec lipca 1944 roku przystąpiono do likwidacji obozu, a więźniowie zostali wysłani do Oświęcimia.

Daleszyce

Getto w Daleszycach zostało utworzone przez Niemców wiosną 1941 roku. W marcu przywieziono tu z Kielc 308 płockich Żydów.

Zapewne wiadomo wam, że większa część Żydów z Płocka znajduje się obecnie w okolicach Kielc. Również w Daleszycach (osada w odległości 20 km od Kielc) znajduje się około 300 osób z naszego miasta. Stałych mieszkańców żydowskich znajduje się tu 35 rodzin, ludzie b. biedni, zrujnowani i żadnej pomocy materialnej, tym bardziej moralnej nie są w stanie nam udzielić. Przybyliśmy tu w dniu 3 marca b.r., duża część znajduje się w zrujnowanej bożnicy, a reszta w prywatnych „mieszkaniach”, do 10 osób na izbę, prawie wszyscy sypiamy na słomie na podłodze, przykrywamy się własnymi lekkimi paltami, pozostałościami naszego dobytku…

List NN do Komitetu Płocczan w Warszawie z dnia 18 czerwca 1941 roku

Jesienią 1942 roku wszystkich Żydów z Daleszyc deportowano do obozu zagłady w Treblince.

Żarki

Około 250 płockich Żydów zostało przywiezionych z Działdowa do miejscowości Żarki. Ogółem przebywało tu około 3200 Żydów.

Piszę list ten dwa dni po przybyciu z drogi. Znajduję się w Żarkach, pow. Radomsko, 40 km od Częstochowy. Jestem tu z matką. Bez dachu nad głową, bez odzieży i bez pieniędzy. Proszę pójść do Płocczan, aby natychmiast nam udzielili jakąś pomoc, gdyż umieramy z głodu i zimna. Proszę o pomoc!!!!! Zostaliśmy wysiedleni 20/II. W obozie w Działdowie byliśmy 6 dni. Na miejsce przybyliśmy 28 II. Jesteśmy w opłakanym stanie. Konamy. NATYCHMIAST POMOC!!!!!!

Icek Szpilman z matką, list z 2 marca 1941 roku do NN

6 października 1942 roku nastąpiła deportacja Żydów z Żarek do obozu zagłady w Treblince. Podczas likwidacji getta Niemcy zamordowali 300 niepełnosprawnych osób. W listopadzie 1942 roku mała grupa Żydów została przewieziona do getta w Radomsku.

Starachowice-Wierzbnik

Miasto Starachowice-Wierzbnik zostało zajęte przez Niemców 9 września 1939 roku. W lutym 1941 roku założyli getto, do którego deportowano Żydów z różnych miejscowości, w tym z Łodzi i Płocka. Likwidacja getta nastąpiła 27 października 1942 roku. Na miejscu Niemcy zamordowali około 200 osób. Około 4 tysięcy osób zostało wywiezionych do obozu zagłady w Treblince. 1200 mężczyzn i 400 kobiet umieszczono w pobliskim obozie pracy. Żydzi zostali zmuszeni do pracy m.in. w fabryce zbrojeń, która podlegała pod koncern Hermann Göring Werke. Wielu z nich zmarło z powodu epidemii tyfusu lub zostało zastrzelonych w wyniku dokonywanych przez Niemców selekcji. Obóz pracy został zlikwidowany w lipcu 1944 roku. Około 1500 Żydów wywieziono do obozu w Auschwitz.

Drogi Eliaszu! Według listu otrzymanego od p. Ewy Majzels z Warszawy (zam. ul. Chłodna 34/38) stwierdziliśmy, że w Warszawie utworzył się Komitet Płocczan, prowadzony przez Ciebie i Fliderbluma, celem niesienia pomocy wysiedlonym z naszego miasta. Komunikujemy, że ze wszystkich transportów wysiedlonych udało się nam zatrzymać w Wierzbniku około 300 naszych rodaków, którzy są bez wszelkich środków materialnych, jak również bez odzieży, bielizny i pościeli. Przyjechaliśmy tu z Działdowa z tym, cośmy mieli na sobie. Donosimy zatem, że stworzyliśmy na miejscu tymczasowy komitet, który ma nawiązać z Wami kontakt celem racjonalnego podziału otrzymanej od Was pomocy. Wobec powyższego oczekujemy od Was niezwłocznego przesłania nam zebranych dotychczas funduszów i rzeczy jak: koce, sienniki, pościel, które to są nam niezbędne, bo społeczeństwo miejscowe i gmina są biedne i nie są w stanie nam pomóc.

Komitet Płocczan w Wierzbniku do Komitetu Płocczan w Warszawie, list z 14 marca 1941 roku

Stamtąd już udaliśmy się do obozu w Starachowicach. I z tego obozu codziennie maszerowaliśmy do pracy, do Herman Göring Werke, tak to nazywali […] Każdego ranka tak chodziliśmy, nigdy chodnikiem, zawsze zmuszali nas do maszerowania środkiem drogi. Rzadko kiedy ktoś miał buty. Chodziliśmy po lodzie, na zimnie […] Zazwyczaj owijaliśmy jakieś papiery wokół stóp. Chcieli w ten sposób nas wykończyć, ale przecież zanim to by nastąpiło, mogliśmy jeszcze posłużyć im jako tania siła robocza. Wykorzystywali ludzi do ostatniej chwili, dopóki nie umarli. Moja siostra też pracowała w fabryce […] Do pracy w fabryce amunicji maszerowaliśmy grupami każdego ranka i czasami mogliśmy dojrzeć światła w domach i mieszkaniach, w których mieszkali Polacy. Pamiętam, że przeszło mi przez myśl, że gdybym tylko mogła zamienić się choćby i w miotłę i stanąć w jakimś ciepłym kącie, to byłoby cudownie. Nie mogłam wprost uwierzyć, że tam wciąż są ludzie, że siedzą w swoich mieszkaniach, że jest tam ciepło. I myślałam też, że nigdy już nie będzie mi wolno spacerować chodnikiem. Że zawsze będę chodzić środkiem ulicy…

Tema Lichtensztajn

Skarżysko-Kamienna

Getto w Skarżysku-Kamiennej powstało wiosną 1941 roku. Przebywali w nim Żydzi ze Skarżyska-Kamiennej oraz m.in. Płocka. Getto zostało zlikwidowane w październiku 1942 roku. Około 3000 Żydów podzielono na trzy grupy: część została zamordowana na miejscu, 500 osób umieszczono w obozie pracy przymusowej przy fabryce HASAG, pozostałą większość wywieziono do obozu zagłady w Treblince.

Bardzo dużo tragicznych chwil przeżyłem jeszcze do końca wojny i nieraz miałem śmierć przed oczyma, lecz żadne wrażenie nie było tak silne, jak pierwsze chwile pobytu w Hasagu. Momentu wejścia do fabryki nie zapomnę do końca życia i zaliczam go do najstraszliwszych. Wielkie hale fabryczne, w nich olbrzymie prasy i maszyny oraz okropny ich huk; piece, z których wylatywały rozpalone do czerwoności pociski, łapane w locie przez półnagich, obdartych, chudych i spoconych robotników, wyglądających na tle tych pieców jak krasnoludki. Widok ów, uzupełniony razami pałek oraz wrzaskiem esesmanów i werkschutzów oszołomił mnie i doprowadził do kompletnej depresji psychicznej. Nie wyobrażałem sobie, jak można przeżyć choć tydzień, czy nawet dzień w tym piekle […] Przypadkowo spotkana znajoma, będąca już od paru miesięcy w tym obozie, udzieliła mi kilku rad i objaśniła organizację obozu, podzielonego na trzy części, zwane „werkami”. Werk A – największy, gdzie można dostać lżejszą pracę na karabinówce lub automatach, werk B – na którym praca była może trochę cięższa, ale warunki higieniczne nieco lepsze, wreszcie werk C – zamaskowany w lesie, ukryty przed okiem ludzkim, gdzie więźniowie-Żydzi pracowali w potwornych warunkach przy pikrynie i trotylu, narażeni na wybuchy i zatrucia, w nieustannej groźbie śmierci […] W warunkach obozowych jeżeli choć jeden człowiek w baraku miał wszy, wszyscy inni wcześniej czy później również musieli je mieć. Piętrowe prycze stały ciasno koło siebie, obozowicze leżeli blisko jeden drugiego, słoma w siennikach nie była zmieniana, więc podczas czesania, ubierania itd. wszy miały nieograniczoną swobodę przenoszenia się z ofiary na ofiarę […] Te natarczywe pasożyty przysparzały mi dużo bólu i zdenerwowania, a co najgorsze, stanowiły zagrożenie epidemiologiczne, gdyż przenosiły zarazki tyfusu, a ta choroba w obozie przeważnie oznaczała śmierć. Tego też najbardziej się bałem […] Największym moim wrogiem po Niemcach był głód. Walczyłem o każdą dodatkową łyżkę zupy. Starałem się o łaski porządkowych, którzy po wydaniu posiłków dawali swym protegowanym kocioł do wylizania. Kiedy dostało się taki kocioł po zupie, na jego ścianach zawsze pozostawało trochę jedzenia – można je było palcem zebrać do ust i w ten sposób skonsumować jeszcze jedną porcję.

Adam Neuman-Nowicki

Do miejscowości Białaczew deportowano 205 płockich Żydów, do getta w Żarnowie – 260, w Gielniowie – 80, w Paradyżu – 78, w Przysusze – 220, w mieście Końskie – około 1200, w Drzewicy – 200.

Od 5 sierpnia do 7 listopada 1942 roku trwało wysiedlenie Żydów z dystryktu radomskiego do obozów zagłady. Osoby, które uniknęły deportacji, pozostały jako siła robocza w fabrykach zbrojeniowych. We wszystkich gettach deportacje odbywały się w podobny sposób: getto obstawiano niemiecką żandarmerią, SS-manami i policją „granatową”, w nocy lub nad ranem do dzielnicy wkraczała grupa wysiedleńcza, złożona z SS-manów i gestapowców. Następnie żydowska policja wypędzała ludzi z domów na punkt zbiórki, gdzie dokonywano selekcji. Przygotowanych do deportacji Żydów prowadzono na bocznicę kolejową i ładowano do wagonów towarowych, wysypanych wapnem. Około 7000 płockich Żydów deportowano z dystryktu radomskiego do obozu w Treblince. Grupy Żydów z Płocka zostały wywiezione także do Oświęcimia-Brzezinki, pojedyncze osoby trafiły do Sobiboru, na Majdanek i obozów w Rzeszy Niemieckiej.

Warszawa

W początkach okupacji hitlerowskiej wielu Żydów z Płocka uciekło do Warszawy. Część z nich, jak Alfred Blaj, ukrywała się na „aryjskich” papierach, inni przebywali na terenie getta. Działał tu Komitet Żydów Płockich, którego prezesem był Fiszel Fliderblum, a jego zastępcą Eliasz Zylberberg. Komitet udzielał pomocy płockim Żydom deportowanym do obozów w dystrykcie radomskim, wysyłając im paczki z żywnością, lekarstwami, kocami oraz ubraniami.

W warszawskim getcie zginęli m.in. płocczanie: Fajga Brucha Szechtman (ur. 1895), Sura Bromberger, Doba Frajda Kilbert (ur. 1885), Chana Rachela Pszenica z domu Perelgryc (ur. 1903), Marjem Lipszyc, Tauba Kon, Szlama Kon, Dacia z Bruzdów Fliderblum (ur. 1890), Sura Cyprys z domu Fogel (ur. 1880), Rojza Szechtman (ur. 1897), Bina Pantofel z domu Sztrumpf (ur. 1870), Moszek Rozensztejn (ur. 1878), Hersz Rozensztejn (ur. 1906), Dawid Edelsztejn (ur. 1899), Szmul Tyński (ur. 1899), Tobiasz Tyński (ur. 1869), Hinda Lidzbarska (ur. 1900), Estera Małka z Zylberbergów Rozen (ur. 1891), Ryfka Lidzbarska, Szyja Lichtensztajn (ur. 1895), Chil Majer Lichtensztajn (ur. 1894), Michał Józef Fliderblum (ur. 1883), Berta (Barbara) Fliderblum (ur. 1927), Pinches Eliasz Fliderblum (ur. 1881), Moszek Bruzda (ur. 1887), Maria Wolrat z domu Strzałka (ur. 1885), Marjem Lipszyc z domu Szejnwald (ur. 1887) oraz Chana Ryfka Gelibter.

Od 22 lipca 1942 roku do 13 września 1942 roku trwały masowe deportacje Żydów z warszawskiego getta. Do obozu zagłady w Treblince wywieziono przeszło 300 tysięcy osób.

Treblinka

Niemiecki nazistowski obóz zagłady funkcjonował od lipca 1942 roku do listopada 1943 roku. Został utworzony w ramach akcji „Reinhardt”. Prowadzono w nim eksterminację ludności żydowskiej. Ofiary zabijano w stacjonarnych komorach gazowych przy użyciu gazów spalinowych. W Treblince zamordowani zostali m.in.: Dobra Kadysz z Kenigsbergów (ur. 1901), Fajga z Kenigsbergów Rogozik (ur. 1904), Kiwa Kenigsberg (ur. 1910), Jakub Ber Rogozik (ur. 1877), Lejzor Brygart (ur. 1893), Dwojra Ides Brygart z domu Bomzon (ur. 1889), Blima Firstenberg (ur. 1884), Chaskiel Ber oraz Srul Jakub Sztern.

2 sierpnia 1943 roku wybuchło powstanie żydowskich więźniów w Treblince. W obozie przebywało wówczas ponad 800 Żydów. Sygnałem do rozpoczęcia powstania była eksplozja granatu rzuconego na barak strażników oraz podpalenie cysterny z paliwem. Powstańcy, uzbrojeni w karabiny odebrane strażnikom oraz narzędzia, których używali przy pracach leśnych, podpalili część zabudowań. Nie udało im się jednak zniszczyć komór gazowych i przeciąć linii telefonicznej. Po trwającej kilkadziesiąt minut walce z obozu uciekło około 300 osób. Blisko 100 przedostało się do Warszawy. Pozostali zostali wyłapani i zamordowani.

Uczestnikami powstania zbrojnego w Treblince byli także płocczanie m.in. Motel Perelgryc (ur. 1911) oraz Rubin (Rudek) Lubraniecki (ur. 1916). Obaj zginęli bohaterską śmiercią na terenie obozu Treblinka II.

Oświęcim-Brzezinka

W największym ze wszystkich hitlerowskich obozów zagłady zginęli m.in. Lejbusz Pszenica (ur. 1897), Szmul Dawid Pszenica (ur. 1862), Chana Ryfka Głowińska z domu Żychlińska (ur. 1888), Azriel Szlama Pszenica (ur. 1894), Dwojra Gitla Pszenica (ur. 1902), Estera Tauba Pszenica (ur. 1904), Gnanczy Pszenica (ur. 1904), Abram Hersz Pszenica (ur. 1899), Bina Pszenica (ur. 1906), Małka Pszenica (ur. 1920), Beniamin Hersz Niedźwiedź (ur. 1909), Naftali Markus Frendler (ur. 1887), Hinda Frajdla Grynbaum (ur. 1898) oraz Szmul Majer Luszyński (ur. 1890).

Pomoc niesiona Żydom

Pomoc Żydom w czasie II wojny światowej była surowo wzbroniona. Groziły za nią sankcje, od pobić czy konfiskaty mienia, przez więzienie, skazanie na roboty przymusowe czy obozy koncentracyjne, aż po karę śmierci. Mimo to wielu Polaków udzielało schronienia Żydom, często bezinteresownie i przez długi czas.

W czasie II wojny światowej rodzinę Mojżesza Krakowskiego (ur. 1881) – właściciela farmy treningowej dla żydowskiej młodzieży syjonistycznej, z położonego niedaleko Płocka Miłodroża, ukrywał w swoim domu Stefan Sochocki.

W czasie II wojny światowej pradziadek Stefan został w 1941 roku aresztowany przez policję niemiecką. Powodem aresztowania pradziadka było to, że przechowywał u siebie rodzinę żydowską. Byli to państwo Krakowscy, właściciele majątku Miłodróż. Rodzina ta składała się z trzech osób: rodziców i córki. Gdy żandarmi pewnego wieczoru wtargnęli do domu pradziadka, pan Krakowski prowadził akurat tajne nauczanie młodzieży. Żandarm Schmuk z posterunku w Białej z okrzykiem: „Męczennicy jeszcze żyją?” uderzył Krakowskiego pałką w tył głowy. Krakowski zalany krwią upadł na podłogę. Chłopcy, którzy byli na tajnym nauczaniu, zostali okropnie pobici. Rodzinę Krakowskich wywieziono pod eskortą żandarmów do Białej Starej, a pradziadek Stefan musiał biec przy wozie wiozącym tych ludzi na posterunek żandarmerii. Gestapowcy przewieźli pradziadka do Płocka, następnie do Działdowa, Sieradza, a ostatecznie do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu…

Zbigniew Zajewski

Pomoc prześladowanym Żydom w czasie okupacji hitlerowskiej niosła wspólnota religijna Mariawitów.

Znałam p. Gutermana jeszcze z Płocka. Mieszkałam tam również przed wojną. Guterman miał pracownię swetrów, a ja też swetry robiłam i stąd nasz kontakt. P. Guterman był bardzo dobrym człowiekiem. Podczas okupacji przeniósł się do Żyrardowa. Dowiedziawszy się, że jestem w Warszawie, napisał do mnie kartę. Ja z jeszcze jedną siostrą Wiśniewską Janiną pojechałyśmy do niego. Guterman wziął nasz adres w Warszawie. Gdy w Żyrardowie zaczęło robić się niebezpiecznie, Guterman uciekł. Był dwa dni w lesie a potem przyjechał do nas. Akurat na 5 minut przed jego przyjściem była u nas jedna Polka i opowiadała, co Niemcy robią Polakom, którzy ukrywają Żydów. Byłyśmy więc przerażone gdy zjawił się u nas Guterman. Oświadczył on, że możemy go wydać w ręce policji, że mu wszystko jedno, że i tak nie ma dokąd pójść. Zrobiło mi się go strasznie żal, bo znałam dobrze p. Gutermana. Przenocował jedną noc, ale do nas stale ludzie przychodzili. Nie wiedziałam co robić. W końcu postanowiłyśmy go ukryć w piwnicy. Kilka sióstr stanęło na schodach i pilnowało, czy nikt nie nadchodzi, i w ten sposób zaprowadziłyśmy go do piwnicy. Ale znów obawiałyśmy się, że ludzie z kamienicy tu go wykryją. Dałyśmy więc jemu fartuch roboczy i postawiłyśmy go przy maszynie. W wypadku, gdyby ktoś nadszedł, miał uchodzić za mechanika. Wyrobiłyśmy mu potem dokumenty na nazwisko Pawłowski. Zameldowałyśmy go na ul. Wroniej. Tam spał u jednej kobiety, która nie orientowała się, kogo ukrywa. O świcie przychodził do nas, odchodził wieczorem. W ciągu dnia pracował u nas robiąc swetry. Tak przebył on u nas rok.

Siostra mariawitka Weronika Białkowska

Syn Symchy Gutermana – Jakub znalazł schronienie w wiejskim klasztorze sióstr mariawitek, przy parafii mariawickiej w Pogorzeli (gm. Osieck, pow. Garwolin).

Żydzi płoccy w walce zbrojnej

Żydzi płoccy od początku II wojny światowej brali udział w walce zbrojnej z niemieckim okupantem.

Jan Oberfeld (1896-1942) – brał udział w walkach obronnych w Warszawie podczas kampanii wrześniowej. Działał w ruchu oporu. Pod koniec 1942 roku został aresztowany przez gestapo, osadzony na Pawiaku i tam zamordowany.

Rajzla Korczak (1921-1988) – w czasie okupacji członkini antyfaszystowskiego podziemia i bojowniczka partyzancka. Po wybuchu wojny uciekła do Wilna. Po zajęciu miasta przez Niemców i utworzenia getta, wstąpiła do Zjednoczonej Organizacji Partyzanckiej. W jej ramach szmuglowała broń i żywność do getta, a bojowników organizacji do Puszczy Rudnickiej. Po likwidacji getta wstąpiła do żydowskiego oddziału partyzanckiego „Nekama” Aby Kownera. Została jedną z przywódczyń oddziału. Odznaczyła się w akcjach sabotażowych, zajmowała się także logistyką i aprowizacją oddziału.

Tobka Beatus – w czasie okupacji hitlerowskiej została wywieziona do obozu w Działdowie, następnie do dystryktu radomskiego. Była łączniczką w organizacji Haszomer Hacair i brała udział w akcjach zbrojnych na terenie dystryktu radomskiego. Zginęła w czasie walk partyzanckich pod Chmielnikiem.

Rywa Glanc (1915-1943) – jedna z głównych organizatorek powstania w getcie w Częstochowie 25 czerwca 1943 roku. Do pierwszych walk przeciwko Niemcom w getcie doszło jeszcze w styczniu 1943 roku. Hitlerowcy otoczyli getto w celu zorganizowania deportacji do Treblinki, wówczas bojownicy żydowscy otworzyli do nich ogień. W walce poległo 27 bojowników. W związku z likwidacją tak zwanego „małego getta” i wywózką Żydów do obozów zagłady, doszło do ostatecznej samoobrony ludności getta. W czasie walk zginęło około 80 osób.

Symcha Guterman (1903-1944) – uczestnik powstania w getcie warszawskim, żołnierz Armii Krajowej. Poległ w powstaniu warszawskim 1 sierpnia 1944 roku.

Płoccy Żydzi walczyli także w szeregach armii radzieckiej. Jednym z nich był Stefan Zylbersztajn (ur. 1921), któremu udało się przeżyć wojnę na wschodzie. Pracował w kopalniach w Donbasie, następnie zatrzymał się w Równem. W połowie 1941 roku wstąpił do Armii Czerwonej.

Powrót do Płocka

II wojnę światową przeżyła tylko garstka płockich Żydów, którzy zdołali zdobyć „aryjskie” papiery lub znaleźli schronienie w lasach lub w kryjówkach. Ci, którym udało się przeżyć wojenną pożogę, wrócili do swojego dawnego rodzinnego miasta w maju i czerwcu 1945 roku. Później dołączyli do nich Żydzi, którzy uciekli do Rosji na początku wojny. W sumie do Płocka powróciło 300 osób.

W 1945 roku w Płocku powstał Okręgowy Komitet Żydowski, który stanowił oddział Wojewódzkiego Komitetu Warszawskiego. Siedziba Komitetu Żydowskiego mieściła się przy ulicy Kwiatka 7 w budynku dawnej bożnicy. Celem organizacji, która swoją działalnością obejmowała powiat płocki, sierpecki i gostyniński, była opieka nad ludnością żydowską. Staraniem komitetu uruchomiono w Płocku w 1945 roku trzy warsztaty krawieckie męskie, pracownię okryć damskich i sukien, zakład fryzjerski, piekarnię, zakład stolarski, blacharski, a także pralnię i magiel, które zatrudniały w sumie 36 osób. Komitet prowadził także świetlicę, czytelnię i bibliotekę. W 1947 roku zorganizowano kursy kroju i szycia, a w 1949 roku – Spółdzielnię Pracy Dziewiarskiej im. Gerszona Dua.

Jesienią 1946 roku Komitet Żydowski zorganizował ekshumację zwłok Żydów płockich zamordowanych w parowie imielnickim. Zwłoki zostały przeniesione na cmentarz żydowski przy ulicy Mickiewicza.

23 października 1949 roku odbyła się uroczystość odsłonięcia pomnika upamiętniającego pomordowanych w czasie wojny płockich Żydów, który został zaprojektowany przez pochodzącego z Płocka inżyniera architekta Arie Lejbę Perelmutera.

Komitet Obywatelski Budowy Pomnika ma za zadanie wystawienie pomnika na bratniej mogile pierwszych 25 ofiar barbarzyństwa hitlerowskiego. Pamięć męczenników tych jest nam szczególnie droga i pragniemy uczcić ją przez budowę monumentalnego grobowca, który pod względem ideowym i artystycznym będzie stał na wysokości i świadczyć będzie o męczeństwie i tragicznym losie wszystkich płockich Żydów.

Pomimo starań żydowskich działaczy, w tym Izraela Gerszona Bursztyna, aby wyremontować budynek Wielkiej Synagogi, zdewastowany przez hitlerowców, i utworzyć w nim izbę pamięci płockich Żydów, synagoga, z powodu braku funduszy, decyzją władz miasta Płocka została wyburzona.

Powróciliśmy z tułaczki do ruin. Nie padamy jednak na duchu. Wierzymy w żywotność narodu, który znów odżyje w pełni i nigdy nie zniknie z globu ziemskiego…

Alfred Blay

Na wystawie wykorzystano fragmenty wspomnień pochodzących ze zbiorów:
Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma w Warszawie, Yad Vashem oraz United States Holocaust Memorial Museum,
oraz publikacji:
“Kartki z pożogi” Symchy Gutermana, “Walka o życie” Adama Neumana-Nowickiego, “W szczęściu byliby to ludzie dobrzy” Róży Czerwińskiej (Holcman), “Tema. Wspomnienia z czasów Zagłady” oraz “Żydzi płoccy. Dzieje i martyrologia 1939-1945” Jana Przedpełskiego.

Fotografie i dokumenty pochodzą od osób prywatnych:
Sandry Brygart Rodriguez, Jakuba Gutermana, Haliny Hylander-Tureniec, Anat Alperin, Adama Neumana-Nowickiego, Arie Fuksa, Hedvy Segal oraz Guya Shapira,
oraz instytucji:
Ghetto Fighters’ House Museum, Arolsen Archives, Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma w Warszawie, Yad Vashem, Narodowego Archiwum Cyfrowego, Biblioteki Narodowej (Polona), Towarzystwa Naukowego Płockiego, Archiwum Państwowego w Płocku, Archiwum Państwowego w Radomiu.

Więcej / More

Obejrzyj film “W otchłań cieni”

Obejrzyj film “W otchłań cieni”

Premiera filmu W otchłań cieni 21 lutego 2021 r., godz. 18.00 Strony jewishplock.eu, fundacjanobiscum.eu oraz kanały fundacji na Facebooku W dniu 21 lutego 1941 roku we wczesnych godzinach rannych otoczono żydowską dzielnicę i SS-owcy zaczęli wypędzać biciem Żydów z ich mieszkań. Pierwszą fazę wysiedleńczą obserwowałem z okna naszego mieszkania. Wypędzonych z mieszkań Żydów bito strasznie i pędzono do ciężarówek. Na ulicach leżało wielu ludzi bez […]

Projekt “To wydarzyło się tu, gdzie stoisz”

Projekt “To wydarzyło się tu, gdzie stoisz”

Projekt edukacyjny To wydarzyło się tu, gdzie stoisz 21 lutego – 1 marca 2021 r. Przestrzeń ulicy Józefa Kwiatka w Płocku Jak często mieszkając, załatwiając różne sprawy czy oczekując na przyjazd autobusu zastanawiamy się nad losem blisko 10 tysięcy ludzi, którzy na przełomie lutego i marca 1941 roku zostali brutalnie wysiedleni z płockiego getta, a dokładnie z ulicy Kwiatka, dawnej Szerokiej? W 80. rocznicę deportacji […]

Wykonanie / Credits

Autor wystawy / author of the exhibition:
Gabriela Nowak-Dąbrowska

Grafika i wykonanie strony / graphic and website design:
Piotr Dąbrowski

Organizator wystawy / Organiser of the exhibtion:
Fundacja Nobiscum / Nobiscum Foundation



Partner wystawy / Partner of the exhibition:
Płocka Galeria Sztuki / The Art Gallery of Płock




Kontakt / Contact

info [at] fundacjanobiscum.eu